niedziela, 27 grudnia 2009

Monteverdi na jazzowo?



Przyznaję, że kiedy pierwszy raz usłyszałam "Ohime ch'io cado" C. Monteverdiego w wykonaniu jednego z moich ulubionych kontratenorów Philippe Jarousskiego, nie byłam zachwycona. Nie podobało mi się to "niestylowe", ba! swingujące wręcz, wykonanie. Zanim zdenerwują się wielbiciele tej nowej produkcji L'Apreggiaty dodam, że już i ja zaliczam się do waszej "kategorii" - absolutnych fanów tego eksperymentu. Pytanie, czy rzeczywiście jest to eksperyment? Christina Pluhar, urodzona w Australii harfistka i lutnistka, mówi, że najbardziej fascynująca w muzyce Monteverdiego jest właśnie ta różnorodność form, ten ogrom technik kompozycyjnych i użytych środków. A co z ostinato i basso ostinato? Czy to odkrycie jazzmanów? Oczywiście nie - Monteverdi jest bardziej współczesnym muzykiem, niż nam się wydaje :) albo to raczej współczesność bazuje na dużo starszych wzorcach, niż podejrzewamy. Jaki idealny pomost buduje się pomiędzy tak odległymi wiekami, prawda?

Dla mnie to, co zrobiła Ch. Pluhar wraz z L'Apreggiatą i solistami, jest po prostu perełką. Najcudowniejszy jest dla mnie duet "Zefiro torna" (N. Rial / Ph.Jaroussky). Koronkowy, lekki, świeży. Po prostu majstersztyk! Zapominam przy nim o Bożym świecie :) A wszystko to jednak...stylowe.



Posłuchajcie, jak przepięknie współbrzmią nie tylko głosy solistów, ale i soliści z ich instrumentalnymi "odpowiednikami" i dialog czysto instrumentalny. Jeśli chodzi o głosy, dla niewprawnego ucha są one nieodróżnialne. Oczywiście, różnicę słychać, ale stopliwość barwy i niezwykła łagodność, lekkość i precyzja wykonawcza Nurii i Filipa, sprawiają, że mimo mistrzowskiej i bynajmniej nie spokojnej faktury, utwór wywołuje w nas (we mnie na pewno :) ) - uczucie harmonii, rozpierającej radości i czystego zachwytu.

Podoba mi się też toccata z "Orfeusza", choć nie mogę (i nie chcę!) pozbyć się wizji kroczącego w stronę orkiestry, w pelerynie rodem z opowieści o czarodziejach, J. Savall'a :) (spektakl w Barcelońskim Gran Teatre del Liceu).

Oczarowały mnie taneczne, wokalno-instrumentalne arcydziełka "Damigella tutta bella" i "Vago augelletto", a także instrumentalna sinfonia-moresca.

I jeszcze dwa - hit "dawnej" opery "Pur ti miro" - dla mnie jeden z najpiękniejszych duetów miłosnych w historii muzyki, z "Koronacji Poppei" C. Monteverdiego oczywiście oraz kołysanka (rzecz jasna w "wydźwięku" nie w formie) - "Si dolce e'l tormento" w wykonaniu Jarousskiego. Osobiście puściłabym to dziecku na dobranoc :) (zaraz po lub przed "Spiat ustalye igrushki" z rosyjskiej dobranocki). 



Trudno powiedzieć, co na płycie podobało mi się najmniej, bo całą produkcją jestem po prostu zachwycona i mam nadzieję, że dzięki temu, nazywanemu barokowym jam session, dziełu - Monteverdi będzie coś znaczył dla szerszego, niż obecnie, grona.



Krótko mówiąc - gorąco polecam!